Shana Falana – Set Your Lightning Fire Free (Team Love Records, 2015)


shanafalana_setcoverShana Falana, z tobą to by i włóczyć się do rana…”

Uprzedzam, to muzyka bez elektroniki, więc dlatego wrzucam ten album jako [TESTER]… bo to gitary, którymi można się otumanić.
Jeśli Lana Del Rey wywołuje u Was (jak u mnie) konwulsje wymiotne, to wielce prawdopodobne jest, że Shana Falana będzie remedium na tak wypromowaną studnię nudy.

Debiutancki album to przede wszystkim dream pop, ale podany w sposób psychodeliczny, ozdobiony dronowym akcentami, shoegazową wonią i nawiązujący, w moim odczuciu, muzycznie do Lush, Throwing Muses a wokalnie chwilami do Sinead O’Connor z pierwszej płyty i nowo-falowej Siouxsie & The Banshees.

Gitary nie rzężą, ale też nie podtapiają reverbami, są rozciągnięte jak Mur Chiński. Brudne bębny raz głaszczą a innym razem walą po łbie. Jest melodyjnie, ale nie przebojowo. Tu nie ma słodkiego smędzenia, bo nie jest to płyta by się podobała dzieciakom. Bierzesz ją, jak kiedyś Sonic Youth, albo odpuszczasz… ja od kilku dni słucham na okrągło!

ps.

Słów napisałem nieco więcej, stąd i zmiana kategorii. Tej płycie się należy.

 

http://rd.io/x/Rl4fgTI-Bxrm/

 

http://www.deezer.com/album/9934952

https://www.facebook.com/ShanaFalanaNY/

Dodaj komentarz