Camouflage – Greyscale (Bureau B, 2015)


camouflage_greyscaleSynth-pop z kinowym rozmachem i przewidywalnym zakończeniem.

Jak wielu z Was miało dość czekania na nowy materiał niemieckiego zespołu, który zasłynął dzięki Tomkowi Beksińskiemu jako podróbka Depeche Mode? Ja specjalnie nie czekałem, ale przecież nie zmartwiłem się gdy album się pojawił, czego dowodem jest ten wpis, bo płytę posłuchałem chwilę po premierze 6 marca.

Ostatni, wydany w 2006 „Relocated”, wspominam do dziś bardzo dobrze, choć minęło już chyba kilka lat kiedy ostatni raz go słuchałem (tym samym to dobra okazja do przypomnienia). Ale czy będę dobrze wspominał ten z 2015? Przypuszczam, że mimo pewnych walorów pozostanie w „muzycznym stanie nieważkości” jak wszystkie inne ich płyty. Nie jestem po prostu ich szczególnym fanem, choć samego gatunku jakim jest synth-pop jak najbardziej i lubię sprawdzać zarówno świeżą jak i starą krew.

Jeśli w tym miejscu spodziewacie się jakichś złośliwości pod adresem bądź co bądź weteranów, to się przeliczycie. Bo to nie jest zła płyta, to muzyka dorosłych facetów, bez szpanowania technologią, z odpowiednią dozą nostalgii do dawnych melodii (nie zawsze szczególnie ambitnych) i stylistycznie wypośrodkowana, choć ubrana w syntetyczne brzmienia.

Tym samym jest to krążek dla ludzi nie szukających w muzyce nowości a zachowawczości i pewności, że nie zostaną zaskoczeni jakimiś nowoczesnymi udziwnieniami, chcący muzyki sprawdzonej w ramach określonej konwencji. I nie ma w tym nic złego. Prawdopodobnie gdybym był z pokolenia 20+ miałbym ten krążek gdzieś, na pewno nie w głowie, ale że jestem 40+ to poprzez tzw. retrosentyment mam do niego pozytywny stosunek, choć gdybym miał go nie poznać nie czułbym szczególnego żalu.

Ukierunkowanie na słuchacza statecznego acz absolutnie nie starego potęguje w zasadzie brak dynamicznych numerów poza singlowym „Shine” oraz przebojowym i granym już na koncertach „Misery”. A skoro już wyliczam to chętnie wspomnę o numerze „Count On Me” z wokalnym udziałem Petera Heppnera z legendarnego rówieśnika Camouflage – Wolfsheima.

Możecie polubić tę płytę, lub uznać ją za powielanie konwencji, w której trzeba przyznać konkurencja w postaci De/Vision jest bardziej innowacyjna. Jest z nią trochę jak z dziadkiem, lubianym ale już swoje przeżył. Albo jak Volkswagenem – solidną, porządną ale przewidywalną i nieco nudną a stosując dalej pewną alegorię jest to bardzo sprecyzowana „music for the masses”.

ps.

Album jak na razie nie jest dostępny w usługach streamingowych.

 

 

https://itunes.apple.com/us/album/greyscale/id967365581

http://www.discogs.com/Camouflage-Greyscale/master/805995

http://boomkat.com/downloads/1200660-camouflage-shine

Recenzja:

Greyscale: A breathtaking new album from Camouflage

Dodaj komentarz